Blamaż Śląska w Słupsku. Błędy kadrowe źródłem problemów WKS-u (komentarz)

Blamaż Śląska w Słupsku. Błędy kadrowe źródłem problemów WKS-u (komentarz)

WKS Śląsk Wrocław uległ w Słupsku Czarnym aż 53:78, przegrywając swój 4. mecz wyjazdowy na 4 rozegrane w tym sezonie PLK. Łącznie „Trójkolorowi” legitymują się w lidze bilansem 4:5, co jak na wicemistrza Polski, który miał walczyć o kolejny medal, jest bardzo słabym wynikiem. Porażkę w Słupsku śmiało można natomiast nazwać kompromitacją WKS-u. Zespół trenera Jacka Winnickiego nieporadnie konstruował ataki pozycyjne i trafiał z fatalną skutecznością – wystarczy powiedzieć, że w 1. połowie zdobył jedynie 13 „oczek”! Co stanowi powód aż tak złej gry „Wojskowych”? Odpowiedź kryje się w błędach, które zarząd klubu popełnił jeszcze przed sezonem.

Trudno było oczekiwać, że Jacek Winnicki – zastępując Olivera Vidina – stanie się lekiem na źle zbudowany skład i pomyłki personalne Śląska Wrocław. Zespół gra bez boiskowego generała. Nie stał się nim Kendale McCullum, który ciągle szuka swojej roli, a jednocześnie jest w kiepskiej formie i gra chaotycznie. Jak dotychczas atakiem pozycyjnym najlepiej zarządzał Jawun Evans – aktualnie kontuzjowany; kiedy wróci, będzie musiał zgrać się z kolegami oraz złapać odpowiedni spacing. Hassani Gravett najpewniej nie ma wystarczających umiejętności, aby reprezentować medalistę PLK, poza atletyzmem i szybkością ciężko wskazać jego atuty.

Prawie każdy zawodnik Śląska teoretycznie może trafić za 3 – ale żaden nie jest typowym strzelcem, regularnie trafiającym z wysoką skutecznością. Mający reputację strzelca Saulius Kulvietis (również kontuzjowany) trafia śr. po 27% za 3 w Orlen Basket Lidze i EuroCup, przez co nie wywiązuje się z roli skrzydłowego rozciągającego obronę drużyny przeciwnej. Wśród graczy, którzy oddali co najmniej 10 rzutów za 3, najwyższą skuteczność zza łuku mają: Nizioł (33%), Gołębiowski (32%), Kolenda (29%), co potwierdza indolencję rzutową wrocławian.

Trójkolorowi cierpią także na skutek braku atletyzmu pod koszem. Kogoś, kto dzięki swojej fizyczności nie tylko zdobywałby punkty w różny sposób, ale jednocześnie: nie odbijałby się od silniejszych rywali, nie pozwoliłby nikomu przestawić się w walce o zbiórkę. Kogoś, kto wprowadziłby ożywienie, przy kim Miletić i Parachouski mieliby więcej miejsca pod obręczą, z kim mogliby się uzupełniać pod względem stylu gry. Bez gracza o takim profilu WKS w polu 3 sek. jest statyczny, co – podobnie jak brak lidera-kreatora na obwodzie – nie pozwala znaleźć czystych pozycji do rzutu z dystansu.

Kadrowicze – Łukasz Kolenda i Jakub Nizioł – to zawodnicy, których możliwości trudno jednoznacznie ocenić, bo grają zbyt nierówno. Na pewno mają potencjał, aby w każdym meczu wywiązywać się ze swoich ról, a co kilka spotkań przejmować rolę lidera. Potwierdzają to 2 występy Kolendy w BKT EuroCup (29 pkt, 7 zb. vs Ulm; 26 pkt, 3 ast. vs Gran Canaria) czy znakomite wejście Nizioła w sezon ligowy (śr. 16,7 pkt, 43% za 3, 5 zb., 4,7 ast. w 3 pierwszych meczach). Obydwaj muszą jednak ustabilizować formę – Śląsk potrzebuje ich jakości, a szczególnie regularności, jeśli chce pokonywać w lidze kogoś więcej niż outsiderów.

Równie mocno martwi styl wielu porażek Śląska. Starcia przegrywane w 4. kwarcie lub samej końcówce są w tym sezonie normą, zwłaszcza w EuroCup, gdzie WKS nie odniósł jeszcze zwycięstwa (bilans 0:7). Tymczasem do grupy wstydliwych porażek #wrocławianie dodali blamaż w Słupsku, choć Czarni też zaliczyli słaby początek rozgrywek (bilans 2:5 po poprzednim meczu). Zaledwie 53 zdobyte pkt, 28% z gry, 19% za 3, 67% za 1 i 14 ast. przy 14 stratach to dyspozycja niegodna 18-krotnych mistrzów Polski, niedająca nadziei na progres…

Pozostaje tylko zapytać: Quo vadis, Śląsku?

Paweł Różański


Zdjęcie: Karolina Bąkowicz (https://www.instagram.com/k_bakowicz)