Legendy Śląska Wrocław: Dariusz Zelig. Profesor koszykówki

Legendy Śląska Wrocław: Dariusz Zelig. Profesor koszykówki

W drugiej odsłonie naszego historycznego cyklu przeniesiemy się do nieco mniej odległych czasów niż w pierwszej. Nie znaczy to jednak, że wszyscy kibice je pamiętają. Wraz z początkiem kolejnych rozgrywek miną 24 lata, odkąd bohater tego tekstu ostatni raz założył meczową koszulkę Śląska. Wcześniej przez 13 sezonów z sukcesami przywdziewał trójkolorowe barwy i dał się poznać jako jeden z najlepszych rzucających obrońców w historii polskiej koszykówki. O kim mowa? O znakomitym strzelcu i niezwykle uniwersalnym zawodniku, którym był Dariusz Zelig. Nawet dziś młodzicy Wojskowego Klubu Sportowego słuchają opowieści trenerów na temat jego perfekcyjnej techniki rzutowej. W naszej rodzimej ekstraklasie niewielu było graczy, którzy zdobywali punkty z taką łatwością jak on. Czym jeszcze pan Dariusz zapisał się w pamięci fanów? Odpowiedzi na to pytanie jest wiele, więc uznaliśmy, że warto szczegółowo przedstawić Wam karierę tej wybitnej postaci. Zapraszamy do lektury!

Gdyby zapytać sympatyków 17-krotnych Mistrzów Polski, z jakim koszykarzem łączą pseudonim „Profesor”, większość z nich natychmiast odpowiedziałaby, że z Adamem Wójcikiem. Trzeba przyznać im rację – Wójcik w pełni zasłużył na taki przydomek. Nie był jednak pierwszym polskim graczem, który go otrzymał. Kilka lat przed jego transferem do Śląska kapitanem „Trójkolorowych” był szczupły obrońca, który zachwycał kibiców swoimi umiejętnościami strzeleckimi. Wystarczył ułamek sekundy, aby Zelig znalazł się na czystej pozycji. Jeśli oddawał wtedy niecelny rzut, rywal mógł być zdziwiony – zazwyczaj każda chwila jego nieuwagi kończyła się punktami pana Dariusza. Uznani defensorzy często wyglądali przy nim jak dzieci. „Jedyny zawodowiec wśród amatorów” – pisały o nim gazety. Miękka kiść, spryt i koszykarska elegancja – wszystko to sprawiło, że Zelig już jako zawodnik cieszył się ogromnym szacunkiem sportowców. Zanim jednak zapracował sobie na tytuł profesorski, włożył dużo wysiłku w rozwój swojego talentu.


Pierwsze doświadczenia koszykarskie w trakcie szkolnej rywalizacji


Dariusz Zelig urodził się 22 listopada 1957 roku w Koszalinie. Zamiłowanie do sportu cechowało go od najmłodszych lat, co uwidoczniło się, gdy zaczął edukację: – Człowiek w tamtych czasach wszystko uprawiał. Szkołę podstawową reprezentowałem w każdej możliwej dyscyplinie – wspomina Zelig. Podczas jednego z koszykarskich meczów międzyszkolnych zwrócił na niego uwagę nauczyciel wychowania fizycznego Jerzy Olejniczak i zaproponował mu naukę w liceum, w którym pracował. Przyszły olimpijczyk przyjął jego ofertę, nie spodziewając się, że w niedalekiej przyszłości – już w rozgrywkach szkół średnich – stanie do walki przeciwko późniejszej sławie: – Przez licealne lata toczyliśmy wojnę o to, która szkoła będzie lepsza. Moja „jedynka” czy „dwójka” Leszka Dolińskiego. Różnie to bywało – wraca do nastoletnich czasów pan Dariusz. Właśnie wtedy na poważnie rozpoczął swoją przygodę z basketem. Najpierw trenował w koszalińskim Zniczu. Potem przeszedł do lokalnego rywala, Bałtyku, ale błyskawiczny transfer sprawił, że trafił do Wybrzeża Gdańsk – piątej ekipy PLK. Przez 2 sezony, które spędził w trójmiejskim zespole, grał bardzo solidnie (średnio 9,7 „oczka”), pomagając mu w zdobyciu Mistrzostwa Polski 1978. Wzbudził tym zainteresowanie wojskowych klubów, które za komuny bez trudu podpisywały kontakty z przyszłościowymi koszykarzami.


Szybkie sukcesy w Śląsku – wybuch talentu na skalę europejską


Starszych kibiców raczej nie zdziwi fakt, że Zelig został ściągnięty do Wrocławia pod pretekstem wypełnienia obowiązkowej służby w roli żołnierza. Ciekawy był natomiast sposób, w jaki to zrobiono – obecnie nie tylko nietypowy, lecz także niemożliwy do zrealizowania. Kluby dogadały się bez pieniędzy, gdyż 20-letni obrońca został graczem „Kosynierów” w ramach wymiany za… piłkarza ręcznego. W drugą stronę powędrował rozgrywający Daniel Waszkiewicz (również nazywany „Profesorem” – uczestnik olimpiady w Moskwie, aktualnie asystent trenera reprezentacji Polski). W zespole Śląska kariera pana Dariusza nabrała zawrotnego tempa.

Już debiutancki sezon w szeregach wrocławian, 1978/1979, rzucający zwieńczył miejscem na najwyższym stopniu podium. WKS zajął 1. lokatę w tabeli (bilans 22–8) i zdobył Mistrzostwo Polski – drugie za kadencji trenera Mieczysława Łopatki (do 1984 o mistrzostwie decydowała tabela*). Grę w Europie zakończył w ćwierćfinale Pucharu Saporty. Tymczasem Zelig został doceniony także indywidualnie. Udane rozgrywki zaowocowały nominacją do pierwszej piątki PLK. Wyróżnienie zapoczątkowało serię, która trwała 4 lata – obrońca był częścią najlepszego składu ekstraklasy do 1982 roku. Podobnie było z sukcesami drużynowymi. Przez 3 sezony od transferu Zeliga wrocławianie byli hegemonem, który niepodzielnie rządził na krajowym podwórku (mistrzostwa z lat 1979–1981). W międzyczasie zdobyli jeszcze Puchar Polski 1980. Niestety, po 1981 skończyła się dominacja Śląska. W kolejnych rozgrywkach WKS ustąpił pierwszeństwa Górnikowi Wałbrzych. Na swój 7. tytuł musiał czekać 6 lat.

Skład Śląska z 1981 roku. Zelig z piłką, pierwszy w dolnym rzędzie. Z prawej Mieczysław Łopatka:


Renesans polskiej koszykówki – nawiązanie do najlepszych lat reprezentacji


Udane występy Zeliga w Śląsku zostały ukoronowane zwycięstwami kadry na arenie międzynarodowej. Wcześniej, po trzech medalach – jednym srebrnym i dwóch brązowych – oraz dwukrotnym 4. miejscu na Mistrzostwach Europy, biało-czerwoni wypadli z czołówki Starego Kontynentu. Na turnieju z 1973 roku zajęli nawet odległą 12. lokatę i nie wzięli udziału w zawodach rozgrywanych 4 lata później. Wzmocnieni Zeligiem na pozycji rzucającego Polacy prezentowali się jednak coraz lepiej, uzyskując 7. miejsce na mistrzostwach w Turynie (1979). Po kilkumiesięcznej przerwie znów nie brakowało emocji – wielu reprezentantów czekał debiut olimpijski.

Moskiewskie igrzyska z 1980 roku przypadały na szczytowy okres zimnej wojny. Państwa bloku wschodniego rywalizowały z Zachodem na wszystkich polach, starając się prześcignąć go pod względem militarnym, naukowym i gospodarczym. Efektem napiętych stosunków ZSRR z krajami leżącymi za żelazną kurtyną był bojkot imprezy olimpijskiej podjęty przez politycznych przeciwników komunizmu. Wiele narodów (w tym USA) nie wysłało przedstawicieli na igrzyska, a nieprzewidziany brak paru uczestników spowodował, że zespołów na turnieju było po prostu za mało. Skorzystała na tym Polska, którą zaproszono do Rosji w trybie awaryjnym: – Wszyscy, którzy zdobyli tam medale, cieszą się, bo być może nie zrobiliby tego przy normalnej konkurencji. Z drugiej strony ci, którzy nie stanęli na podium, mają do siebie żal. Gdzieś tam w nas wszystkich tkwi pewnie niedosyt, że byliśmy na imprezie, która tak naprawdę nie była prawdziwymi igrzyskami. Dowiedzieliśmy się, że jedziemy, będąc na wakacjach – mówi Zelig. Kibice nie mogą jednak zrzucać całej winy za brak medalu na niego, ponieważ zagrał wyśmienicie. W podsumowaniach tego okresu, obok Eugeniusza Kijewskiego i Mieczysława Młynarskiego, jest wymieniany jako jeden z polskich koszykarzy europejskiego formatu. Olimpiada w Moskwie była ostatnią, na której oglądaliśmy Polaków. Na szczęście biało-czerwoni godnie pożegnali się z igrzyskami. Uplasowali się na 7. miejscu, nawiązując do osiągnięcia kadry sprzed dwóch dekad.

Następnym przystankiem były praskie Mistrzostwach Europy 1981. Podopieczni Jerzego Świątka zajęli na nich 7. lokatę, powtarzając wynik z ostatniego czempionatu. Skala tego sukcesu jest nieporównywalnie mniejsza, jeżeli zestawić go z tryumfami kadry Witolda Zagórskiego, ale trzeba uświadomić sobie, że realia krajowej koszykówki były wtedy zupełnie inne. Polska nie była już środkowoeuropejską potęgą, która z każdej imprezy wracała z medalem. Talentu w zespole było mniej, kolejni szkoleniowcy często prowadzili go tylko przez parę miesięcy. Taka sytuacja wymusiła spadek oczekiwań fanów. Po kryzysie, który wywołał fatalny wynik z 1973 roku, sklasyfikowanie na 7. pozycji było zadowalające. Szczególnie że w połączeniu z igrzyskami nastąpiło 3 razy z rzędu. Utrzymywanie stałego poziomu gry dawało biało-czerwonym nadzieję, iż poprawią ten rezultat na najbliższych turniejach.


Tymczasem w ekstraklasie Śląsk dalej należał do elity. Wprawdzie nie był mistrzem, lecz wrocławianie ciągle stawali na podium. Tytuły przegrywali minimalnie (m.in. bilansem małych punktów). Solidna postawa „Trójkolorowych” pozwoliła im wywalczyć 3 brązowe medale Mistrzostw Polski w 5 sezonów. Pierwszy z nich zawisł na szyjach zawodników już w 1982, zaś drugi – 3 lata później. Rozgrywki 1985/1986 również przyniosły brąz (i 2. z rzędu wybór Zeliga do najlepszej piątki ligi). Następny sezon był jednak zdecydowanie lepszy. WKS pokazał ogromny – choć wciąż nie do końca wykorzystany – potencjał, a forma pana Dariusza, znajdującego się w najkorzystniejszym dla sportowca wieku (30 lat), była imponująca.


Pełnia możliwości Zeliga zapowiedzią wrocławskiej dominacji absolutnej


Runda zasadnicza 1986/1987 wcale nie zapowiadała udanych rozgrywek dla Śląska. Mimo że Zelig – podobnie jak inne klubowe gwiazdy (obrońca Stanisław Kiełbik czy skrzydłowy Waldemar Sender) – często zaliczał dobre występy, drużyna grała nierówno i przed play-offami zajęła 4. lokatę (bilans 14–8). Poskutkowało to teoretycznie trudną ćwierćfinałową batalią z Zagłębiem Sosnowiec. Decydująca faza sezonu przyniosła jednak zmianę w dyspozycji wrocławian. Ekipa Arkadiusza Konieckiego ustabilizowała formę i bez większych problemów ograła Zagłębie 2:0. Kolejnym oponentem, któremu musiała stawić czoło, był Górnik Wałbrzych – wicemistrz przewodzący tabeli po 1. etapie. Bój dolnośląskich drużyn rozstrzygnął się po trzech dramatycznych meczach (93:86, 69:72, 79:75). WKS zwyciężył 2:1 i awansował do finału PLK – pierwszy raz odkąd wprowadzono fazę play-off. Finałowy debiut był wyjątkowy, bo „Wojskowi” spotkali się z rywalem zza miedzy. Na ich drodze po tytuł stanęła milicyjna Gwardia Wrocław. Finisz sezonu zapowiadał się nad wyraz ciekawie.

Pełne podtekstów starcie dwóch najlepszych ekip w kraju, narastająca z każdym dniem atmosfera wielkich derbów Wrocławia, zakłady między poróżnionymi kibicami z jednej rodziny**… Wydawałoby się, że fani będą świadkami historycznego pojedynku, jednak finały rozstrzygnęły się w zaledwie trzech spotkaniach. Już pierwsze z nich, wygrane przez Śląsk aż 106:73, pokazało, kto będzie dyktował warunki. Chociaż 2 pozostałe mecze z Gwardzistami były zacięte (zwycięstwa 92:91 i 88:82), nieustępliwi „Trójkolorowi” wyszli z tarczą zarówno z nich, jak i z całej bitwy o prym w ekstraklasie. Nie byłoby zwycięstwa 3:0 bez rewelacyjnej postawy 192-centymetrowego rzucającego Śląska. Gdybyśmy brali pod uwagę wyłącznie statystyki, moglibyśmy stwierdzić, że Dariusz Zelig wygrał mistrzostwo w pojedynkę. Podziw wzbudza zwłaszcza średnia 32 „oczek” w finałach (wtedy był to rekord, ale „Profesor” pobił go 4 lata później). Zelig zdobył też koronę ligowego króla strzelców, rzucając 792 punkty w całych rozgrywkach (zajął 2. pozycję wg średniej – 26,4). Nic dziwnego, że wspólnie z Ryszardem Prostakiem (śr. 15,1 punktu) trafił do najlepszej piątki ekstraklasy. Na boisku Zelig tworzył z nim wyjątkowo zgrany duet.

Po sezonie zakończonym sukcesem drużyny, kolejnym wyróżnieniu indywidualnym i udanych występach w reprezentacji Zeligiem zaczęły interesować się kluby europejskie. Współpracę zaproponowały mu ekipy z Niemiec, Belgii i Anglii. Najskuteczniejsza w negocjacjach była Sunair Ostenda, która zaoferowała mu świetne zarobki: – Belgowie byli najkonkretniejsi. Nie będę ukrywał, że finanse też były wtedy ważne. To była słuszna decyzja – podkreśla pan Dariusz. Przy pierwszym odejściu Zeliga z Wrocławia w naszym artykule po raz drugi pojawia się wątek Adama Wójcika. Legendarnych koszykarzy łączy nie tylko pseudonim wyrażający uznanie dla ich gry. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że to właśnie dzięki Zeligowi kilka lat później „Oława” również stał się zawodnikiem Ostendy. Gdy w 1995 roku utalentowany wychowanek Gwardii przebierał w propozycjach, szykując się do wyjazdu za granicę, Zelig polecił go swojemu byłemu pracodawcy.


Wróćmy jednak do losów głównego bohatera – związek Zeliga z belgijską ekstraklasą nie trwał długo. W barwach Sunairu obrońca rozegrał tylko 1 sezon (okraszony mistrzostwem). Następny spędził w niemieckim SSV Ulm. Potem zdecydował się wrócić do ojczyzny. Miał już 32 lata, zdążył poznać różne typy rozgrywek tak na arenie krajowej, jak i międzynarodowej. Z drugiej strony niewielu kibiców mogło przypuszczać, że ponowne sprowadzenie go do Śląska – tym razem w roli kapitana – przyniesie wrocławskiemu klubowi tyle pożytku. Trudno bez choćby najmniejszej pomyłki wyliczyć wszystkie sukcesy „Kosynierów” z następnych lat.


Wielki powrót Śląska na szczyt. Początek złotej dekady


Zmiany ustrojowe, które zaszły w krajach Europy Środkowo-Wschodniej po 1989 roku, miały nieodwracalny wpływ także na zmagania sportowe: „Skończył się […] czas etatów wojskowych, górniczych, hutniczych czy kolejowych, na których zatrudniani byli nie tylko koszykarze. Rozpoczęło się pozyskiwanie środków na działalność firm, które w zamian za finansowe wsparcie klubów oczekiwały korzyści, przede wszystkich reklamowych” – opisuje zaistniałą sytuację K. Łaszkiewicz w książce Polska koszykówka męska 1928–2004. Przedtem WKS posiadał przywilej, dzięki któremu dany zawodnik był rekrutowany do Śląska w celu wypełnienia obowiązkowej służby wojskowej. Największe polskie talenty – w tym Zelig – grały we Wrocławiu niejako z przymusu. Po tym, jak zaczęła się batalia o Mistrzostwo Polski 1991, wszystkie drużyny były traktowane równorzędnie. Czy zadziałało to negatywnie na postawę „Trójkolorowych”?

Nic bardziej mylnego. Śmiało moglibyśmy stwierdzić, że właśnie wtedy zaczął się najlepszy okres w dziejach klubu. Najpierw jednak wrocławianie musieli pokonać chwilowy kryzys. Tuż po ostatnim mistrzostwie (1987) nadszedł słaby sezon, który zakończyli dopiero na 8. miejscu w tabeli. Srebro po przegranym 0:3 finale z Lechem Poznań (1989) pozostawiło wielki niedosyt. W następnych rozgrywkach – po tym, jak działacze ściągnęli Zeliga z zagranicy – WKS wywalczył brąz po wygranym 3:2 pasjonującym starciu z Bobrami Bytom (108:97, 95:97, 88:95, 88:87, 89:83). Niestety nie był to wynik, który zadowalał wymagających kibiców. Na osłodę fani dostali 2 Puchary Polski (1989, 1990), lecz nie zmieniało to faktu, że Śląsk nie mógł powrócić na tron. W kolejnych latach pan Dariusz był jednak jedną z postaci, dzięki którym Wrocław stał się stolicą polskiej koszykówki. Jak wygląda bilans „Wojskowych” z lat 1991–2002? 10 Mistrzostw Polski, 2 Puchary Polski, 2 Superpuchary Polski, 3 ćwierćfinały Pucharu Saporty, Top 16 Suproligi. Tylko w 1995 roku zielono-biało-czerwoni nie osiągnęli żadnego sukcesu.


Zanim wystartował sezon 1990/1991, zarząd Śląska zmienił trenera pierwszej ekipy. Jerzego Chudeusza w dość kontrowersyjnych okolicznościach zastąpił powracający na to stanowisko Mieczysław Łopatka. Pod jego wodzą młody skład (Błoński, Turkiewicz – 18 lat, Zieliński, Hnida – 19, Nizioł, Czerniak – 21, Parzeński, Wierzgacz – 22, Kołodziejczak – 23, Krysiewicz – 24) rozkręcał się powoli. Rundę zasadniczą wrocławianie rozpoczęli od 1 zwycięstwa i 3 porażek, ale później wyrównali formę i odnosili tak efektowne zwycięstwa jak to z Legią (106:82) czy Górnikiem (116:80). Trener Łopatka idealnie wywiązywał się z powierzonego mu zadania, prowadząc perspektywiczny zespół do 2. miejsca przed play-offami (bilans 21–11). Kibice nie wiedzieli jeszcze, że ostatnia faza rozgrywek będzie obfitowała w tak wiele historycznych wydarzeń. Derby w dwóch pierwszych seriach, finałowy rewanż na Lechu, indywidualne rekordy zawodników…

Wydawałoby się, że – tak jak 4 lata wcześniej – pojedynek z Górnikiem będzie kapitalnym widowiskiem. Tymczasem Śląsk skończył serię po trzech spotkaniach, z których 2 pierwsze wygrał zdecydowanie (107:84, 112:84, 87:83). Szybki awans do półfinału pozwalał na odpoczynek przed trudnym starciem z ASPRO (dawniej Gwardią). Lokalny rywal miał wtedy do dyspozycji wschodzącą gwiazdę polskiej koszykówki, Adama Wójcika, jak również znajdujących się w doskonałej formie weteranów – Jarosława Zyskowskiego (lider „Milicyjnych” z 24 punktami na mecz) oraz Jerzego Binkowskiego (wszyscy grali później dla Śląska). Derby z Gwardią kibice zapamiętali na długo.

Tak naprawdę już w półfinale spotkały się dwie najlepsze drużyny rozgrywek. WKS zaczął od porażki 91:103 i wszystko wskazywało na to, że ASPRO zyskało przewagę psychologiczną. Taka była jednak cena młodości Śląska. Nieobliczalni „Wojskowi” przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść w dwóch kolejnych meczach (96:91, 79:74) i mogli cieszyć się z prowadzenia 2:1. Nie na długo. Nieugięta Gwardia wyrównała stan serii w czwartym pojedynku – 112:109. Najważniejsza batalia to już popis Śląska, który tryumfował 89:76 i po raz 3. w historii klubu wywalczył grę w finale! W nim miał się zmierzyć z Lechem Poznań, który w poprzednim starciu na szczycie ograł go 3:0… Dla zmotywowanych „Kosynierów” rewanż był jedynym rozwiązaniem!

Przełożyło się to na kapitalną serię w ich wykonaniu. WKS pokonał Lecha 3:0 i zdobył swój 8. tytuł! Tym samym zbliżył się do niego w liczbie mistrzostw kraju („Kolejorz” miał ich 11 – tyle ma do dziś). Pierwsze 2 starcia były emocjonujące, lecz w końcówce Śląsk odskakiwał (101:94, 98:88). W trzecim meczu wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, ale wielką próbę nerwów lepiej wytrzymali wrocławianie, którzy zwyciężyli 110:109! Fenomenalny występ zaliczył wtedy Zelig, który rzucił aż 45 punktów! Mało tego, ustanowił także drugi nigdy niepobity rekord – pod względem średniej punktów w finałach (32,3). Wspaniałą postawą przypieczętował wygraną w rankingu najlepszych strzelców ekstraklasy – miał 1131 „oczek” (znów 2. lokata wg średniej – 26,3). Wybór do pierwszego składu ligi był już tylko formalnością.


Przed rozgrywkami 1991/1992 Śląsk znalazł sponsora tytularnego: – Uratował nas Zenon Michalak – przyznał Mieczysław Łopatka. Zenon Michalak, czyli właściciel firmy komputerowej PCS. Poza tym, że drużyna miała odtąd grać pod nazwą PCS Śląsk Wrocław, działacze obiecali Michalakowi promocję jego marki w Europie. Napis „PCS” zagościł więc na koszulkach meczowych i bandach reklamowych, zaś „Trójkolorowi” zgłosili się do 35. edycji Pucharu Europy (później przekształconego w Euroligę). Ostatni ruch wymagał wzmocnień. W zespole pojawił się pierwszy czarnoskóry koszykarz w historii klubu, rozgrywający Keith Williams. Ponadto do Śląska dołączył doświadczony, choć dopiero 27-letni skrzydłowy Jarosław Zyskowski. Sezon zapowiadał się ekscytująco.

W I fazie Pucharu Europy wrocławianie rywalizowali z greckim Arisem Saloniki, którego barwy reprezentował Nikos Galis (pseud. The Gangster) – najlepszy strzelec w historii Euroligi, 8-krotny Mistrz Grecji i Mistrz Europy 1987. Jego 30 punktów w meczu rozgrywanym we Wrocławiu dało Arisowi zwycięstwo 75:74, dlatego na wyjeździe Śląsk musiał postawić wszystko na jedną kartę. Mimo 29 „oczek” Williamsa nie udało się odegrać – Grecy tryumfowali 106:88 i „Wojskowi” nie przeszli do II etapu. Trafili do III rundy kwalifikacyjnej Pucharu Saporty, jednak stąd też odpadli – tym razem z izraelskim Maccabi Rishon. Wprawdzie na własnym terenie wygrali 92:85, ale w rewanżu znowu wypadli blado – 86:101. Przygodę z Europą zakończyli szybko.

W międzyczasie na krajowym podwórku WKS nie miał sobie równych. Jako kapitan pan Dariusz miał spory wpływ na eksplozję talentu Macieja Zielińskiego, który brylował w ataku (22,2 punktu). Wraz z filigranowym Williamsem młody Zieliński tworzył zabójczy duet obwodowych. Wsparcie ekstraklasowych wyjadaczy – Zeliga i Zyskowskiego – walnie przyczyniło się do tego, że wrocławianie z bilansem 20–2 ukończyli rundę zasadniczą na 1. miejscu. Po „szóstkach” (8–2, obie porażki z Lechem) utrzymali pozycję lidera. W ćwierćfinale PCS odprawił na wakacje Polfrost Bydgoszcz, który zdeklasował 3:0. Seria z „Kolejorzem” była już trudniejsza, bo w tym sezonie KKS wyjątkowo nie leżał Śląskowi. W półfinale drużyny nie mogły przełamać wyjazdowej „klątwy” i zwyciężały tylko u siebie. Między innymi dlatego „Kosynierzy” – mający przewagę parkietu – awansowali do następnej rundy. Ostatecznie tryumfowali 3:2 (94:78, 100:80, 97:112, 81:83, 109:86). Z kim zagrali w finale? Oczywiście z ASPRO! Mistrzostwo ponownie miało zostać w stolicy Dolnego Śląska. Kibice szykowali się na kolejny porywający bój derbowy.

Nie przeliczyli się. W całych rozgrywkach „Wojskowi” stanęli do walki z Gwardią aż 10 razy, nie tylko w PLK. Również w finale Pucharu Polski wrocławskie ekipy stoczyły zażarty pojedynek. Bardziej prestiżową batalią był jednak wcześniejszy o 2 tygodnie finał ekstraklasy. Batalią 5-meczową, pełną zwrotów akcji. Pierwsza potyczka – wygrana 107:88 – podbudowała WKS, lecz straciła na znaczeniu, gdy „Kaktusy” (wdzięczny przydomek ASPRO) były górą w drugiej i trzeciej (93:89, 102:101). Inicjatywa była po stronie Gwardzistów, których od tytułu dzielił tylko 1 krok, ale Śląsk – jak to Śląsk – wytrzymał presję i doprowadził do decydującej bitwy. W Hali Ludowej gracze Mieczysława Łopatki rozgromili przeciwnika 109:85 i zgarnęli 9. Mistrzostwo Polski w historii klubu! O zwycięstwie przesądziło 61 „oczek” pary Williams – Zelig (34 + 27). Po tym, jak w derbowym starciu WKS zdobył swój… 9. puchar kraju, obaj bohaterowie – wspólnie z Maćkiem Zielińskim – dostali nominację do najlepszej piątki ligi. Dla 34-letniego Zeliga (15,2 punktu) było to… 9. takie wyróżnienie.

Piąty mecz finałów 1992 między Śląskiem i Gwardią, po którym WKS zdobył mistrzostwo. Zelig – jako kapitan Śląska – był na boisku od pierwszej minuty:

Gdy zdawało się, iż Zelig jest nieodłącznym elementem składu Śląska, zasłużonego gracza i kapitana nagle zwolniono. Jaki był powód rozstania z rzucającym po 5 meczach sezonu 1992/1993? Pan Dariusz nie chce wracać do tej sprawy: – Trochę niezręcznie mi o tym mówić. Trener Mieczysław Łopatka z asystentem Rafałem Kalwasińskim po prostu ze mnie zrezygnowali. Po latach powiem tak – przeciętniactwo wzięło górę nad profesjonalizmem. Wrocław nigdy nie słynął ze spektakularnych pożegnań. To cały komentarz – powiedział. Jedno wiemy na pewno – „Profesor” nie został pożegnany tak, jak na to zasłużył (dopiero na II turnieju im. Mieczysława Łopatki w 2014 roku klub uhonorował Zeliga jako olimpijczyka). Sam mówi jednak, że nie ma do nikogo pretensji: – W porządku, decyzja została podjęta, tyle – zamyka temat. Karierę dokończył bez rozgłosu, w zespole Spartakusa Jelenia Góra, który reprezentował na parkietach I ligi w kolejnych rozgrywkach. Zdobywał średnio 17,9 punktu. Nie był to wymarzony epilog pięknej koszykarskiej opowieści, którą napisał przez 16 lat profesjonalnej gry, lecz fani bez wątpienia zapamiętali go jako żywą legendę.


Recepta na sukces? Wielki talent poparty ciężką pracą


W jaki sposób Zelig stał się tak cenioną postacią? Po pierwsze, był bardzo inteligentnym graczem, który szybko się uczył: – Najpierw trenerzy woleli wyznaczać mi zadania defensywne. Z reguły jest jednak tak, że jeśli ktoś często próbuje cię oszukać i ty starasz się mu przeszkodzić, to z czasem zaczynasz używać jego sztuczek – podsumowuje były obrońca Śląska. W następnych latach pan Dariusz nadal świetnie bronił – zdarzało się nawet, że dochodziło przez to do rękoczynów. Raz sprawcą zamieszania był Andrzej Seweryn, który nie radził sobie przeciw niemu w ataku: – Andrzej był klasowym zawodnikiem i dwa razy dostał pół boiska, by grać ze mną jeden na jeden. Zabrałem mu piłkę akcja po akcji, co nigdy nie wpływa dobrze na samopoczucie atakującego – wspomina Zelig. Na szczęście skończyło się tylko na interwencji sędziów. Gdy „Profesor” występował już w ekstraklasie, zaprocentowało doświadczenie zbierane w defensywie – wykorzystywał zaobserwowane manewry i został jednym z najlepszych strzelców w Europie. Szkoleniowcy często powtarzają, że atakiem wygrywa się mecze, zaś obroną mistrzostwa. Zelig błyszczał po obu stronach parkietu.

Umiejętności nie były jednak jedyną przyczyną jego sukcesu. Legendarny koszykarz i trener Śląska sprzed pół wieku, Jerzy Świątek, cenił go także za to, że zawsze był ciekaw zagrywek, które wykonywał jego zespół. Wypytując trenerów o szczegóły, Zelig zdobywał wiedzę potrzebną do efektywniejszej gry: – Im lepiej człowiek wie, co ma za chwilę zrobić, tym lepiej funkcjonuje na boisku. Nie zawsze jest tak, że polecenia trenera należy wykonywać bezkrytycznie. Warto spytać, dlaczego gramy właśnie tak, bo czasami gracz „czuje” parkiet lepiej od szkoleniowca. Ja nigdy nie bałem się zadawania pytań, bo zawsze wynikało z tego coś dobrego – twierdzi pan Dariusz. Trudno nie przyznać mu racji.

Jednak talent i zainteresowanie taktyką to nie wszystko. Ostatnim źródłem osiągnięć Zeliga była ciężka praca. W ataku zaskakiwał przeciwników, podejmując mnóstwo nieprzewidywalnych decyzji. Sławę zdobył głównie jego rzut o tablicę – stosowany nawet w sytuacjach, w których większość zawodników próbuje klasycznej metody: – Był wyćwiczony i pozwalał więcej zrobić z piłką. Rzucanie bezpośrednio do kosza wymaga większej precyzji, z kolei tutaj można próbować na wiele sposobów – lobem, płasko, podkręcając. Pod warunkiem dłuższego zostania w powietrzu. Trener Andrzej Kuchar analizował nasze rzuty, zapisując liczbę klatek od chwili zatrzymania do chwili wyjścia w górę. Ja ten moment miałem bardzo krótki, poniżej średniej. Znaczy to tyle, że gdy ja właśnie wyskakiwałem, rywal dopiero uginał nogi, co dawało przewagę – tłumaczy Zelig. Niektórzy kibice uważają, że rzut o „deskę” jest pójściem na łatwiznę dla przeciętnych graczy. Przykładem zaprzeczającym tej tezie jest żywa legenda amerykańskiego sportu olimpijczyk Tim Duncan, który aż 5 razy zdobył Mistrzostwo NBA. Przez 19 lat kariery jego znakiem firmowym były trafienia o tablicę (ang. bank shot). Po tym, jak w lipcu 2016 roku Duncan zawiesił buty na kołek, nikt nie zaprzeczy, że zasługuje na miejsce wśród najlepszych koszykarzy wszech czasów. Dla polskiej koszykówki takim graczem jest Dariusz Zelig.


*Historia Finałów PLK w latach 1985–2009: https://bit.ly/2v01mEk.

**Na przykład – kibic przegranej drużyny nosi na barana fana zwycięzców wokół Hali Ludowej.


Sukcesy Zeliga w Śląsku:


● 6 Mistrzostw Polski (1979–1981, 1987, 1991, 1992)
● 4 brązowe medale Mistrzostw Polski (1982, 1985, 1986, 1990)
● 3 Puchary Polski (1980, 1990, 1992)
● ćwierćfinał Pucharu Saporty (1979)
● 2 tytuły MVP Sezonu Zasadniczego Polskiej Ligi Koszykówki (1985, 1987),
● 9 selekcji do najlepszej piątki PLK (1979–1982, 1985–1987, 1991, 1992)
● 2 razy najlepszy strzelec Finałów PLK (1987 – średnio 32 punkty, 1991 – 32,3)
● 2 tytuły króla strzelców PLK wg sumy zdobytych punktów (1987 – 792, 1991 – 1131)


Sukcesy Zeliga w reprezentacji Polski:


● 7. miejsce na Igrzyskach Olimpijskich (Moskwa 1980)
● 4 razy 7. miejsce na Mistrzostwach Europy (Turyn 1979, Praga 1981, Ateny 1987, Rzym 1991)


Liczby Dariusza Zeliga:


2 – tyle z 12 pełnych sezonów gry w Śląsku zakończył bez żadnego sukcesu drużynowego (1982/83 i 1983/84)
3 – miejsce, które zajmuje na historycznej liście najlepszych strzelców reprezentacji Polski
6 – liczba Mistrzostw Polski zdobytych w Śląsku
7 – numer, z którym grał w Śląsku
8 – tyle mistrzowskich tytułów ma w dorobku
13 – liczba sezonów spędzonych w Śląsku i suma trofeów, które z nim zdobył
16 – przez tyle lat grał z Orzełkiem na piersi (1977–1992)
18,9 – średnia punktów z 13 lat występów w Śląsku
23 – przez tyle lat grał w koszykówkę (od kadeta do seniora – 1972–1994)
36 – rekord punktowy Zeliga w reprezentacji (ME 1986, Polska – Francja 97:94)
45 – punktowy rekord kariery w Finałach PLK
52 – punktowy rekord kariery (WKS Śląsk Wrocław – Zastal Zielona Góra)
192 – tyle centymetrów mierzy Zelig
236 – liczba występów w reprezentacji Polski
351 – liczba ekstraklasowych spotkań w Śląsku
3404 – liczba punktów zdobytych w reprezentacji Polski
6811 – liczba punktów zdobytych w Śląsku


Źródła: „Gazeta Wrocławska”, „Przegląd Sportowy”, WKS Śląsk Wrocław, PLK History, Krzysztof Łaszkiewicz – Polska koszykówka męska 1928–2004 (Inowrocław 2004), Jacek Antczak – Adam Wójcik. Rzut bardzo osobisty (Kraków 2013), Wikipedia.