Radosław Hyży odchodzi ze Śląska. Podsumowanie pracy trenera

Radosław Hyży odchodzi ze Śląska. Podsumowanie pracy trenera

Radosław Hyży trenował WKS przez niespełna 2 sezony. Bilans zwycięstw i porażek Śląska pod jego wodzą to 42–26 (62% zwycięstw). W poprzednich rozgrywkach Hyży przejął młody zespół od Dominika Tomczyka i Jacka Krzykały, stawiając przed „Wojskowymi” ambitne cele. Wtedy nie wprowadził ich jednak ani do pierwszej czwórki, ani nawet do play-offów 1. ligi. Z kolei w zakończonym niedawno sezonie – po wielu wzmocnieniach drużyny – miał awansować ze Śląskiem do PLK. Nie zrealizował tego planu, a po przegranym 0-3 finale z Astorią zarząd klubu stracił cierpliwość i nie przedłużył z nim kontraktu. Jak należy ocenić pracę Hyżego z „Trójkolorowymi”? I czy decyzja zarządu była słuszna? W krótkim tekście podsumowaliśmy dorobek Radka w roli głównego szkoleniowca wrocławian.

Radosław Hyży pracę jako trener Śląska rozpoczął w 7. kolejce sezonu 2017/2018. Zespół legitymował się bilansem 2–4, a jego przeciwnikiem w debiucie Hyżego była Pogoń Prudnik. W gorącej Hali „Obuwnik” nie brakowało emocji, lecz ostatecznie WKS tryumfował 74:69. Później forma i wyniki „Wojskowych” przypominały sinusoidę. Do końca 2017 roku Śląsk rozegrał 9 meczów, z których wygrał 4 – w tym 2 z rzędu, po których poniósł 3 porażki. Drużyna próbowała dostosować się do nowej taktyki i nowego układu ról wśród zawodników. Wysokie zwycięstwo w przedświątecznym spotkaniu z Astorią (89:71) pozwalało jednak wierzyć, że wrocławianie zmierzają we właściwym kierunku.

W nowym roku WKS przystąpił do walki o fazę play-off. A zaczął katastrofalnie – wysokimi porażkami z Polfarmexem Kutno (57:79) i Zetkamą Doral Nysą Kłodzko (72:88). Mający bilans 7–11 Śląsk musiał wrócić na zwycięski szlak, jeśli faktycznie celował w play-offy. Niestety następne 4 kolejki to 2 wygrane – ze słabymi KK Warszawa (89:53) i Notecią Inowrocław (89:76) – oraz 2 porażki – z mocną Spójnią (69:77) i przeciętną Siarką (71:73). Podopieczni Hyżego nie mogli ustabilizować formy, co tylko po części tłumaczyła młodość wrocławskiej ekipy (śr. 22,7 roku). Trener chętnie rotował składem, dlatego niektórzy zawodnicy zgubili dobrą formę sprzed Świąt, a inni grali nierówno.

WKS potrzebował impulsu do lepszej gry, a stała się nim porażka na własne życzenie z Pogonią Prudnik. Po świetnych występach Tomasza Prostaka (34 pkt, 12/18 z gry, 6/9 zza łuku, 3 zb., 4 ast., 4 prz.) i Grzegorza Mordzaka (20 pkt, 6 zb., 6 ast.) – byłych graczy Śląska – rozpędzona Pogoń tryumfowała w Hali AWF 100:98 po zwycięskim trafieniu Prostaka. Z bilansem 9–14 wrocławianie zajmowali 9. miejsce w tabeli i przegrywali z bezpośrednimi rywalami w walce o play-offy. W rotacji drużyny wreszcie pojawiła się jednak stabilizacja. Ponadto po odesłaniu Dominika Wilczka do rezerw i odejściu Wojtka Jakubiaka do Czarnych Slupsk powrót do pierwszoligowego Śląska zaliczył Mateusz Stawiak, wcześniej dyscyplinarnie zdegradowany do rezerw. A kiedy dostał szansę, został jednym z liderów „Trójkolorowych” – co pokrywało się z ich zwyżkującą formą.

Będąc pod ścianą, WKS wygrał 6 spotkań z rzędu. Pokonał Kotwicę, Biofarm, SKK, GKS, Polonię i Znicz. Co ważne – 5 na 6 zwycięstw odniósł po zaciętych starciach, często walcząc o tryumf do ostatnich sekund. Kotwicę ograł na wyjeździe 82:77 po tym, jak kluczowe osobiste trafił Grzeliński (80:75 i 10 sek. na grę), a za chwilę Dziewa dobił niecelny rzut w kontrze. O zwycięstwie z Biofarmem zdecydowała „trójka” Pławuckiego na 12 sek. do końca (90:84) i 2 rzuty wolne Grzelińskiego, który 6 sek. przed końcem ustalił wynik na 92:87. Tryumf w Siedlcach stał się faktem dzięki ważnym trafieniom z linii – rzuty wolne wykorzystali Pławucki (82:78 i 27 sek. na grę) i Michałek (83:78 – ostatni punkt w meczu). Potem Śląsk wygrał u siebie z GKS-em Tychy 94:86, co zawdzięczał głównie serii 11:0 z początku 4. kwarty (z 64:58 na 75:58). Podobnie jak w poprzednich meczach gracze Śląska trafiali osobiste w końcówce – kolejno Musiał (2 na 91:82), Grzeliński (1 na 92:85) i znów Musiał (94:85). Najbardziej niespodziewane było pewne zwycięstwo Śląska z Jamalex Polonią na wyjeździe. Wrocławianie wygrali 2. połowę aż 39:26, tryumfowali 79:61 i zdobyli leszczyńską Halę Trapez jako jedyny zespół rundy zasadniczej! Warto dodać, że ograniczyli Polonię – późniejszego brązowego medalistę 1. ligi – do 34% z gry i 25% zza łuku, wymusili też 9 strat. Na fali tego sukcesu WKS wygrał u siebie zażarty bój z MKS Zniczem Pruszków 82:81. Choć zakończył go fatalnie. Ostatnie punkty dla „Wojskowych” na 2,5 minuty przed syreną końcową rzucił Pławucki, a Znicz zamknął mecz serią 7:0. Gra falami była zresztą bolączką Śląska przez cały sezon.

Z jednej strony Hyży potrafił zmotywować drużynę w trudnej sytuacji i sprawić, że WKS – chcąc awansować do play-offów i startując z gorszej pozycji niż rywale – wygrał 6 razy z rzędu. Jednocześnie szkoleniowiec zmobilizował młodych zawodników do dobrej gry w końcówkach spotkań i – co robi wrażenie – do znakomitej gry przeciwko faworyzowanym, koszykarsko lepszym ekipom (GKS, Polonia). Mniej więcej w okresie zwycięskiej passy Śląska rewelacyjnie prezentowali się Marcin Pławucki (5 meczów – śr. 20,2 pkt, 58% z gry, 44% z dystansu, 2,4 ast. i 1,6 prz.) oraz Jan Grzeliński (6 meczów – śr. 19,5 pkt, 44% z gry, 36% zza łuku, 3,2 zb., 5,3 ast. i 1 prz.), wysoką dyspozycję wciąż utrzymywał Aleksander Dziewa (8 meczów – śr. 15,4 pkt, 56% z gry, 56% zza łuku, 9,4 zb., 2 ast., 1,1 bl.). Hyży wykrzesał z koszykarzy to, co najlepsze, kiedy Śląsk tego potrzebował. Niestety – w spotkaniach decydujących o osiągnięciu celu WKS przygasł.

Na zakończenie rundy zasadniczej poniósł 3 porażki. Najpierw uległ R8 Basketowi Kraków 75:93, przegrywając 1. połowę aż 39:60 i 4. kwartę 15:24. Potem Halę AWF zdobył Sokół Łańcut, wygrywając 2. połowę… 56:26 (!) i pokonując „Trójkolorowych” 85:65. Czarę goryczy przelała porażka Śląska w Bydgoszczy, z rywalem, który także bił się o play-offy. Po wyrównanym pojedynku Astoria tryumfowała 73:71 dzięki temu, że na 3 sek. przed końcem Paweł Śpica trafił spod kosza. Tym samym WKS uplasował się na 9. pozycji w tabeli i nie uzyskał promocji do dalszej fazy.


Głównie dlatego, że Radosław Hyży przez 26 kolejek nie rozwiązał problemu nierównej gry, która charakteryzowała Śląsk również w wielu zwycięskich meczach. Częste wzloty i upadki wrocławian nie wynikały tylko z ich młodości. Niejednokrotnie można było odnieść wrażenie, że Hyży nie wie, kiedy zareagować. Zespół zaliczał przestój, a trener nie brał przerwy na żądanie i sytuacja pogarszała się jeszcze bardziej. Niewykluczone, że Hyży chciał, aby jego podopieczni zdobyli doświadczenie i sami nauczyli się radzić sobie z kryzysem. W następnym sezonie – przy starszej kadrze zawodników i większej presji na wynik – problem jednak nie zniknął.


Przed rozgrywkami 2018/2019 wrocławski klub związał się z firmą FutureNet, która została jego sponsorem tytularnym. Współpracę z WKS-em jako sponsor główny rozpoczęły także zakłady bukmaherskie LV Bet. Zarząd przedłużył umowę z Radosławem Hyżym, a do Śląska wrócili Norbert Kulon, Aleksander Leńczuk i Robert Skibniewski (w podwójnej roli – rozgrywającego i asystenta trenera). Do drużyny dołączył też młodzieżowy reprezentant Polski, środkowy Bartek Pietras. Skład „Wojskowych” wyglądał bardzo fobrze, a zespół był uważany za głównego faworyta do złota. Podczas sezonu powrót do Śląska zaliczyło również dwóch weteranów – Krzysztof Jakóbczyk i Mateusz Jarmakowicz. Wydawało się, że WKS pewnie zmierza po awans do PLK.

Zespół wygrał 7 pierwszych spotkań rundy zasadniczej (oraz 9 na 10 i 15 na 18 pierwszych), do play-offów przystąpił jako lider tabeli z bilansem 23–7, natomiast w Hali AWF był niepokonany do półfinału (18 zwycięstw z rzędu!). Ponadto Aleksander Dziewa otrzymał statuetkę dla MVP sezonu regularnego, a wraz z kapitanem Norbertem Kulonem trafił do najlepszej piątki 1. ligi. Już na początku zmagań w grze Śląska dało się jednak zauważyć problemy, które – niewyeliminowane – pół roku później zaważyły na dotkliwej porażce w finale.

WKS miał trudności z grą na wyjeździe. W rundzie zasadniczej przegrał w halach rywali 7 na 15 meczów, ulegając m.in. AGH Kraków (przyszłemu spadkowiczowi), Pogoni Prudnik (10. drużyna rozgrywek) i Kotwicy Kołobrzeg (11. drużyna rozgrywek). Z kolei w fazie play-off „Trójkolorowi” przegrali 3 na 5 wyjazdowych spotkań, po jednym w każdej rundzie. Po ostatniej porażce zakończyli sezon na 2. miejscu.

Statystyki pokazują, że w obcych halach Śląsk wypadał gorzej w ataku. Zdobywał śr. o 5,9 pkt mniej (86,5 pkt – 92,4 pkt) i rozdawał śr. o 3,6 ast. mniej (16,5 ast. – 20,1 ast.) niż u siebie. Wynikało to z gorszej decyzyjności i stagnacji w ataku pozycyjnym – zazwyczaj polegającej na tym, że gracze obwodowi wymieniali zbyt dużo podań za linią rzutów trzypunktowych. Tym samym gra stawała się bardziej indywidualna, a nierzadko zawodnicy wykonywali akcje na siłę. Warto jednak podkreślić, że na wyjeździe WKS popełniał mniej strat (śr. 10,8 st. – 11,3 st.), a ponadto lepiej bronił (tracone pkt: śr. 82,5 – 86,2). Co nie zmienia faktu, że poza Halą AWF wrocławianie byli lekko przyblokowani i mniej efektywni, a Hyży nie potrafił tego zmienić.

We znaki Śląskowi dawała się także wspomnniana gra falami. Na zakończenie 1. rundy sezonu zasadniczego WKS poległ w Łańcucie w meczu na szczycie tabeli, choć ostatnie 3 kwarty wygrał 68:53. Porażka była efektem fatalnego początku – w 1. ćwiartce Sokół zwyciężył 29:11 (zaczynając ją od 18:4). W 4. spotkaniu półfinału play-off Czarni Słupsk na przełomie 3. i 4. kwarty zaliczyli serię 26:12 (22:7), dzięki czemu doprowadzili do nerwowej końcówki, tryumfowali 103:101 i przedłużyli swoje nadzieje na finał (stan 2:2). W ostatnim meczu rozgrywek – w 3. starciu finału – Astoria zanotowała świetny przełom 1. i 2. odsłony, kiedy wykonała run 20:2 (17:0). Prowadzenia już nie oddała, pokonała Śląsk 86:77 i przypieczętowała swój awans do ekstraklasy. A przecież mniejszych lub większych przestojów w trakcie sezonu WKS miał więcej.

Kibice zarzucali Hyżemu również jednostajność taktyczną oraz brak urozmaiceń w ataku pozycyjnym. I rzeczywiście – gra „Wojskowych” w zbyt dużym stopniu opierała się na rzutach z dystansu. Po części można uzasadnić to tym, że w podstawowej rotacji Śląska było wielu dobrych strzelców (m.in. Jakóbczyk, Żeleźniak, Leńczuk, Musiał). Kiedy jednak brakowało akcji 1 na 1 i odważnych, zdecydowanych penetracji, strzelcy nie mieli otwartych pozycji. Wejściom pod kosz nie sprzyjała natomiast spora liczba podań wykonywanych przez obwodowych. W konsekwencji przez brak ruchu – tak z piłką, jak i bez piłki – w poszczególnych spotkaniach WKS pudłował na potęgę. I nie przestawał rzucać. W starciu z AGH trafił 4/17 „trójek” (24%), przeciwko Górnikowi we własnej hali – 11/42 (26%), w Prudniku – 7/30 (23%), w Tychach – 10/42 (24%), w 2. meczu półfinałowym z Czarnymi – 4/21 (19%). Statystyki z całych rozgrywek też świadczą o tym, że ofensywna taktyka Hyżego była dosyć dziwna. Śląsk oddawał śr. 36,5 rzutu za 2 i aż 32,8 rzutu za 3. Najgorzej z selekcją rzutów radził sobie w finale. Mecz nr 1 to po 37 prób za 2 (16 trafień – 43%) i za 3 (12 trafień – 32%). Mecz nr 2 to zaledwie 25 prób za 2 (13 trafień – 52%) i 39 prób za 3 (14 trafień – 36%). Dla porównania, mistrzowska Astoria oddawała śr. 44,5 rzutu za 2 i 21,9 rzutu za 3. Wniosek – „trójkami” nie zdobywa się mistrzostw. Przekonali się o tym np. gracze Phoenix Suns, gdy prowadził ich Mike D’Antoni (2003–2008), opierający taktykę na szybkiej grze i częstych rzutach zza łuku (słynne „Seven seconds or less”). Choć przez 3 lata Suns zajęli raz 1. i 2 razy 2. miejsce w Konferencji Zachodniej, a Steve Nash zgarnął 2 nagrody MVP Sezonu Regularnego, w play-offach zespół z Arizony ulegał bardziej doświadczonym drużynom, które zatrzymywały go twardą obroną. W 2005 roku przegrał 1:4 ze Spurs w Finale Konferencji, w 2006 – 2:4 z Mavericks w tej samej rundzie, w 2007 – 2:4 ze Spurs w Półfinale Konferencji.

Taktyka Hyżego także pozwoliła Śląskowi na tryumf w rundzie zasadniczej. Niestety sposób na WKS znaleźni już w półfinale Czarni. Zagęścili pole trzech sekund, utrudniając wrocławianom penetracje, i nie unikali podwojeń, chcąc zminimalizować liczbę akcji 1 na 1, zwłaszcza w wykonaniu Olka Dziewy. Głównie przez to Śląsk wygrał serię dopiero w 5. meczu, w którym o zwycięstwie zdecydował 1 punkt (82:81). W finale strategię Czarnych zrealizowała Astoria – tylko lepiej. W efekcie się o złoto „Trójkolorowi” przegrali 0:3, choć w poprzedniej fazie pokonali bydgoszczan 2 razy (91:86 i 101:92).


Radosław Hyży odszedł z klubu, ponieważ nie osiągnął celu, którym był awans WKS-u do PLK. Zarząd nie przedłużył z nim kontraktu także dlatego, że po wykupieniu dzikiej karty do Energa Basket Ligi chciał współpracować z bardziej doświadczonym szkoleniowcem. I tego właśnie zabrakło Hyżemu w minionym sezonie – doświadczenia. Pamiętajmy, że Radek jest trenerem od 2015 roku – czyli 4 lata. Jak zatem ocenić jego kadencję w Śląsku? My w skali szkolnej wystawilibyśmy mu solidne 4. Za Hyżym przemawiają zwycięstwa Wojskowych z silniejszymi rywalami w sezonie 2017/2018 oraz ich wygrana w rundzie zasadniczej 2018/2019 i towarzysząca jej fenomenalna seria zwycięstw u siebie (18). Wyższą ocenę – poza określonymi mankamentami w grze Śląska – uniemożliwia brak awansu do play-offów (2018) i do PLK (2019). Niemniej życzymy Radkowi powodzenia w dalszej karierze trenerskiej. Nie mamy wątpliwości, że kiedy Hyży nabierze doświadczenia w roli 1. szkoleniowca, jego podopieczni osiągną niejeden sukces. Hej, Śląsk!

Źródła: FutureNet Śląsk Wrocław, PZKosz, Wroclaw.pl, TuWroclaw.com

Zdjęcie główne: Aleksandra Twardowska (http://www.atwardowska.com/, Facebook, Instagram)