Śląsk przegrał z Kingiem. Przespana 4. kwarta, bolesny cios od Dziewy

Śląsk przegrał z Kingiem. Przespana 4. kwarta, bolesny cios od Dziewy

Śląsk Wrocław przegrał z Kingiem Szczecin 66:67 i poniósł 3. porażkę w swoim 4. starciu bieżącego sezonu Orlen Basket Ligi. Zwycięskie punkty dla Kinga akcją „2 + 1” zdobył Aleksander Dziewa – w przeszłości 3-krotny medalista PLK z WKS-em. Na porażce Śląska zaważyła głównie jego słaba gra w 4. kwarcie, którą szczecinianie wygrali 18:9. „Trójkolorowi” trafili w niej 3/12 rzutów z gry i popełnili aż 6 strat… Na nic zdała się Śląskowi jego wyraźna przewaga pod koszem – wygrane punkty z pola 3 sek. (28:16), punkty 2. szansy (13:2), zbiórki (41:30) i bloki (5:2). Chociaż do przerwy to WKS był skuteczniejszy, po fatalnej końcówce okazał się gorszy od Kinga we wszystkich statystykach celności rzutów. Z bilansem 1:3 „Wojskowi” stanowią jak dotąd największe rozczarowanie w ligowej stawce.

Mecz „trójką” otworzył Ponitka, ale przez pierwsze 2,5 minuty Śląsk trafił 1/4 rzuty za 3, a King zrewanżował się 2 celnymi osobistymi Mazurczaka i trafieniem Myersa z półdystansu (3:4). Kiedy minęło 3,5 minuty, Isaiah Whitehead przymierzył z dalekiego dystansu na 6:6. W następnej akcji Nunez dobrze odnalazł się pod tablicą, zdobywając punkty półhakiem (8:6), a za kilkadziesiąt sek. Dominikańczyk podwyższył prowadzenie Śląska zza łuku (11:6). Taką samą przewagę – 13:8 – miał WKS po ładnym floaterze Ponitki. Z kolei 171 sek. przed zakończeniem 1. kwarty Gołębiowski trafił z rogu boiska, dając gospodarzom 6 „oczek” zaliczki (16:10). Po rozpoczęciu ostatniej minuty tej partii Bogucki po asyście Ponitki trafił w kontrze, a Śląsk wygrywał 20:14. Właśnie taki wynik widniał na tablicy po 10 minutach.

Na starcie kolejnej odsłony „Trójkolorowi” – dzięki „trójce” Blacksheara – uciekli rywalom na 23:14. Zespół Miodraga Rajkovicia wciąż utrzymywał w miarę bezpieczną przewagę nad szczecinianami. W połowie 2. kwarty najpierw Whitehead niczym center przepchnął się pod obręczą i zaliczył akcję „2 + 1”, a później Nunez trafił z bliska w kontrze – WKS po 18-sekundowej serii 5:0 prowadził 32:22. Agresywną defensywą „Wojskowi” kompletnie wybili z rytmu Kinga, a choć sami nie imponowali w ataku, to regularnie zdobywali punkty, dyktując warunki rywalizacji. Wynik 1. połowy trafieniem za 3 ustalił Ponitka po asyście Senglina. Ich drużyna wygrywała 38:28, będąc jak dotąd wyraźnie lepsza.


Do przerwy Śląsk ograniczył Kinga do skuteczności 40% z gry (9/22) oraz 16% za 3 (1/6), wymusił także 11 strat, pozwalając szczecinianom rozdać tylko 4 asysty. „Trójkolorowym” liderował Marcel Ponitka, autor 12 pkt, 3 zb., 3 ast. i 1 bl., który wymusił też 4 faule, w tym 2 ofensywne. WKS znacznie lepiej trafiał zza łuku (6/13, 46%) – zdobył w ten sposób 6 razy więcej „oczek” niż King (18:3). Poza świetną obroną głównie stąd wzięła się jego zaliczka.


Tymczasem wrocławianie wyszli na 2. połowę zdekoncentrowani i prezentowali się katastrofalnie. Dość powiedzieć, że King zaczął 3. kwartę serią 15:3 (11:0) – grał bowiem dużo pewniej i agresywniej niż wcześniej, zaś Śląsk stał się chaotyczny. W efekcie już po 3,5 minuty wicemistrzowie Polski prowadzili 43:41. Bezsilność „Wojskowych” trafieniem za 3 przerwał Senglin (44:43). Skutecznym lay-upem odpowiedział Mazurczak (44:45). Gospodarze znów wrzucili wyższy bieg po bronionej stronie (łącznie 3 przechwyty drużyny i pół-przechwyt Gołębiowskiego), więc 2,5-minutowy fragment wygrali 9:1, a Senglin trafił lay-up na 53:46. Ogółem WKS zamknął 3. odsłonę serią 13:4. Po akcji dwójkowej Whiteheada z Penavą zawodnicy Miodraga Rajkovicia prowadzili 57:49. Mogło się wydawać, że odzyskali kontrolę nad przebiegiem starcia.

Nic bardziej mylnego… Od stanu 59:51 dla Śląska goście wykonali błyskawiczny pościg – w zaledwie 26 sek. „trójki” Mazurczaka i Myersa zmniejszyły stratę Kinga do 2 „oczek” (57:59). Wtedy trafieniem za 3 z trudnej pozycji zareagował Blackshear (62:57), ale mecz coraz bardziej wymykał się wrocławianom z rąk. Wśród szczecinian trafiali Mazurczak (2 osobiste), Woodard (z półdystansu) i Nicholson (akcja „2 + 1”), a dla WKS-u zapunktował jedynie Whitehead po agresywnym wejściu pod kosz. Mieliśmy zatem remis 64:64. Potem Gołębiowski i Bogucki dorzucili dla Śląska po 1 punkcie z linii (66:64). Autorami zwycięskiej akcji byli natomiast Tony Meier z Aleksandrem Dziewą – po penetracji pola 3 sek. Meier odegrał do Dziewy, a ten trafił z faulem Whiteheada tuż sprzed obręczy na 1,4 sek. przed końcem zmagań. Następnie wykorzystał rzut wolny, a King wygrywał 67:66. Tą minimalną różnicą pokonał WKS, gdyż po przerwie na żądanie akcja „Wojskowych” nie przyniosła już skutku.


Kto z wrocławian zawiódł najbardziej? Trudno wskazać to jednoznacznie. Skoro jednak powinniśmy uzależnić ocenę od oczekiwań wobec zawodników, najbardziej zawiedli Isaiah Whitehead, Jeremy Senglin oraz Reggie Lynch, którzy w tym sezonie mieli być liderami Śląska. Tymczasem Whitehead zdobył 10 pkt na kiepskiej skuteczności 4/13 z gry, pudłował również w kluczowych momentach. Senglin (9 pkt, 4/9 z gry) jak zwykle unikał odpowiedzialności i hamował atak „Trójkolorowych” – zbyt dużo kozłując. Lynch przeszedł obok meczu (0 pkt, 0/4 z gry, 2 straty). Nie popisał się trener Miodrag Rajković – jego zespół w kolejnym pojedynku rozpoczął 2. połowę fatalnie, myślami pozostając w szatni. Dodatkowo Rajković ewidentnie ciągle ma problem z podziałem ról dla swoich graczy, a to przekłada się na chaos ofensywny Śląska, kiedy decydują się losy wyniku.

WKS Śląsk Wrocław – King Szczecin 66:67 (20:14, 18:14, 19:21, 9:18)

STATYSTYKI (kliknij)

Punkty dla Śląska: Ponitka 13 (2), Nunez 11 (1), Whitehead 10 (1), Senglin 9 (1), Gołębiowski 7 (1), Blackshear 6 (2), Kulikowski 4, Penava 3, Bogucki 3.

Punkty dla Kinga: Woodard 12 (2), Mazurczak 11 (1), Nicholson 10 (1), Myers 9 (1), Dziewa 9 (1), Brown 9, Meier 3 (1), Wójcik 2, Kostrzewski 2.

Zdjęcie: Grzegorz Pawlak (https://www.instagram.com/gpawlak_fotografiasportowa)

Wideo: Orlen Basket Liga